Nie mogę stwierdzić, że to był zły mecz. Aczkolwiek, jak się nie wykorzystuje takiej szansy, to wiadomo, że potem wszystko leci tylko w dół - powiedziała po porażce w IV rundzie wielkoszlemowego Rolanda Garrosa z Marią Szarapową Agnieszka Radwańska.
W drugim secie krakowianka wyszła ze stanu 0:2, wyrównując na 2:2 i 3:3, po czym dzięki przełamaniu serwisu Rosjanki odskoczyła na 5:3. W kolejnym gemie nie wykorzystała dwóch setboli (miała 40-15), przy których rywalka wybroniła się wygrywającymi serwisami.
Przy 5:4 Radwańska prowadziła 40-0, ale i tym razem nie zakończyła seta, bowiem w pięciu kolejnych wymianach pięć razy jej piłki zatrzymywały się na siatce. Później nie zdobyła już gema.
- Nie mogę powiedzieć, że to się rozegrało w głowie, bo nie miałam żadnego "hebla", czy czegoś takiego. Nie miałam nic do stracenia. To był bardzo dobry i wyrównany mecz od początku, dobrze grałam. To nie była więc głowa, tylko po prostu nie wykorzystałam tego, co miałam. Trzeba było to jakoś inaczej rozegrać, a jak się takich szans nie wykorzystuje, później ciężko to nadrobić, szczególnie jak rywalka tak dobrze gra, jak Maria. Tutaj każda piłka jest ważna - zaznaczyła Radwańska.
- Ona ma taki styl gry, że cały czas nadaje tempo, a do tego dzisiaj bardzo dobrze serwowała. Na to ja nie miałam żadnego wpływu. Właściwie chwilami serwowała dwa pierwsze serwisy. Owszem, udawało mi się ją dzisiaj przełamać, ale ona świetnie returnowała, więc udawało jej się odrabiać straty - dodała.
Mecz trwał równe dwie godziny. Krakowianka popełniła 12 niewymuszonych błędów, przy 44 po stronie Szarapowej, która miała zdecydowaną przewagę w wygrywających uderzeniach 47-13, w asach serwisowych 7-1, a w zdobytych punktach 92-80.
Po meczu ojciec i trener Robert Radwański w dość mocnych słowach skrytykował postawę córki i zmarnowane szanse. Jego zdaniem przyczyna leży w głowie, a spowodowana jest coraz słabszą odpornością psychiczną, przy coraz lepszym tenisie.
- Przyzwyczaiłam się już do krytycznych słów taty, bo jemu nigdy się nie dogodzi. Zresztą łatwo jest analizować co należało zrobić lub nie, gdy się siedzi na trybunach. Inaczej to jednak wygląda z perspektywy gry na korcie. Nie mam sobie nic do zarzucenia jeśli chodzi o głowę. Nie byłam przestraszona od początku. To był taki mecz, w którym owszem prowadziłam w dwóch setach, ale tu były takie piłki, wymiany, w których wszystko było na styku. Może mogłabym bardziej w nich zaryzykować, ale to łatwo się mówi po fakcie - powiedziała Radwańska.
źródło: onet.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz